Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/237

Ta strona została przepisana.




XVIII.

Nadchodziły święta Bożego Narodzenia, a stan zdrowia Ambrożego Radomickiego budził ciągle po ważne obawy. Wprawdzie gorączka, która sięgała czterdziestu stopni zaraz po zasłabnięciu, temu dwa tygodnie, została stłumiona zapomocą energicznych środków, zastosowanych przez lekarzy, trwała jednak codzień w mniejszem natężeniu. Chory schudł bardzo, nie osłabł całkiem dzięki wielkiej odporności organizmu, ale pozostawał w stanie rozdrażnienia nerwów. Nie przywykł do chorowania; pierwszy raz w wieku męskim naprawdę chorował i leżał w łóżku tak długo. Oburzało to jego czynną naturę i drażniło nerwy, nad któremi mniej już panował, niż zwykle. Gdy mu się jednak zdarzyło zniecierpliwić, to raczej na siebie sa mego, na los, niż na otaczające go osoby.
Przyznać trzeba, że miał nad sobą wyjątkowo czujną, troskliwą, nawet miłosną opiekę. Nietylko lekarze pielęgnowali go wzorowo — jeden zamieszkał w Gdeczu, drugi dojeżdżał z Poznania — ale wszyscy mieszkańcy pałacu, od krewnych aż do służby, po-