Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/255

Ta strona została przepisana.
—   253   —

moralne, gdy się idzie konsekwentnie i przebojem do jakiegoś chwalebnego celu, ale nie wtedy, gdy się robi heroiczne głupstwo, jak naprzykład to podstawienie siebie, zamiast Werci, w plotce o karczmie na Sołaczu. Zamiar był niewątpliwie szlachetny, ale celowość mocno wątpliwa, bo dotychczas pół Poznania wie, że była tam Wercia, nie Dosia, a tym czasem na reputacji Dosi pozostała jednak jakaś plama, tem bardziej, że ona sama przyznawała się do tej wyprawy. Przyszło jej to łatwo, gdyż właśnie dba za mało o to, „co ludzie powiedzą“.
Żeby to kobiety nowożytne, dążące do zrównania się w prawach z mężczyznami, przyswoiły sobie i męską logikę! Ale tej nie nabędą nigdy, bo ich nietylko nie pociąga, ale nawet drażni.
Mnożyły się w umyśle Skumina niezadowolenia ze słów i działań Dosi, które zbierał, niby dokumenty do wytoczenia jej procesu o rozwód z niedoszłych zaręczyn. Gdyż zaręczony nie był, odmówiony też niewyraźnie. Głupio mu było na sercu, a jednak nie przestawał myśleć o rozkoszy połączenia losów swych z nią, a nie z inną.
Od marzeń nierealnych odrywały go nietylko zabawy towarzyskie, lecz i wysiłki zebrania jakiegoś funduszu. Ze sprzedaży swych obrazków zachował prawie wszystko, bo otrzymał bezpośrednio potem miejsce w banku i pensję, wystarczającą na skromne utrzymanie. Zajęcie w ministerjum dawało mu też drobne dochody. Podwoił swój kapitalik przez nieryzykowne operacje giełdowe, wykonane za radą życzli-