szywie człowieka, lub sytuację. A jest to pospolitym błędem rozumowania kobiet.
— To można łatwo naprawić przy następnem spotkaniu. Ale on się naprawdę obraził.
— Miał przecie pojedynek z Bobrkowskim, jak powiadają, o ciebie, czy tam w twojej obronie. Nie powiem, aby mi ten rodzaj bohaterstwa imponował, jednak ty mu tego nie wzięłaś za złe?
— Ani trochę! Owszem, bardzo mi się to podobało.
— Więc skądże wnosisz, że jest na ciebie obrażony, kiedy tak gorliwie cię broni i stara się ci przypodobać?
— Tak i ja myślałam przez parę godzin, ale po pojedynku zaraz wyjechał, nie pożegnawszy się ze mną, i od tego czasu, już znowu dwa miesiące, wcale się do mnie nie odezwał!
— Teraz on zatem kaprysi, jak ty poprzednio? Nie spodziewałem się tego po nim.
— O nie, wujaszku, on nie kaprysi. On się zapewne zraził do mnie z powodu moich... niekonsekwencyj. On pracuje, chce zebrać jaki taki majątek, aby niczyjej nie potrzebować łaski. Idzie to powoli tymczasem, więc przemyśla o szerszych polach działania. Wszystko to nic mu nie ubliża, ale — niech sobie wuj wyobrazi: on chce wyjechać do Ameryki!
Przy ostatnich wyrazach oczy Dosi zaszły łzami. Radomicki wpatrzył się w nią z głębokiem spółczuciem:
— Więc ty go jednak naprawdę kochasz?
Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/315
Ta strona została przepisana.
— 313 —