Na niewielkiej stacji było dość pusto i od polnego podjazdu i przy peronie. Tem jaskrawiej odbijała od spokojnego tła młoda postać kobieca bardzo rezolutna, krzątająca się po budynku stacyjnym z niewątpliwemi oznakami rozdrażnienia. Skoro tylko samochód z Gdecza zajechał przed stację i Jan z niego wyskoczył, panna zwróciła się ostro do szofera z wysokości schodków, na których stanęła, śmigła i naczelna, w szarym płaszczu mundurowego kroju, rzekłbyś: młody oficer strofujący żołnierza:
— Przyjechaliście po mnie nareszcie?
Szofer ukłonił się, widocznie znajomy, i jął tłumaczyć, że jeżeli „jaśnie panienka“ chce jechać do Gdecza, to on tam właśnie powraca. Znowu otrzymał jakąś reprymandę za administrację w Gdeczu, za urząd telegraficzny, za instytucje i osoby, za które nie był odpowiedzialny, które jednak miały nieszczęście ściągnąć na siebie niezadowolenie panienki.
Skumin przyglądał się jej tymczasem i z nałogu miłośnika formy niewieściej, przyrodzonej, lub ideali-