długiego placu czterech jeźdźców jaskrawo ubranych, na karych koniach, wypada z ulicy Nowej, okrąża cwałem plac i wjeżdża na scenę.
Ogrom ne zaciekawienie — zgiełkliwe zapytania, co się stało?!
Nareszcie jeden z heroldów ogłasza tubalnym głosem:
— Zwycięstwo Króla Jegomości nad Gdańszczanami pod Tczewem! Vivat Król!
Potężny dreszcz sceniczny wstrząsnął ogromnym tłumem. Niejeden krzyknął odruchowo: vivat! — jakby chodziło o prawdziwe, dzisiejsze zdarzenie.
Dosia zerwała się z miejsca i zawołała do Jana:
— Ach, panie! Jabym tego, co przyniósł wieść, ucałowała!
— Już lepiej autora — poprawił Jan z mniejszym zapałem.
Nic z tego nie wykonano, zwłaszcza, że akcja kończyła się na scenie. Pan poseł gardłował znowu z ławy za potrzebą regularnego wojska — oponenci umilkli — szlachta obiecywała uchwalić podatki na wojsko.
W kwadrans potem Jan i Dosia wchodzili do restauracji Bazaru, położonego na przeciwległej stronie tegoż placu Wolności. Godzina była obiadowa i sala pełna. Zasiadało w niej dużo znajomych panny Tolibowskiej, niektórzy na swych tradycyjnych miejscach, jak naprzykład członkowie „Resursy“, pierwszego klubu wielkopolskiego, przy długim stole na lewo od wejścia. Wogóle całe zebranie miało charak-
Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/91
Ta strona została przepisana.
— 89 —