w pismach i rozmowach, krążące po kraju w luźnych pisemkach. »Precz z tem! Niech żyje tamto!« — to znowu: »Precz z tamtem, a to niech żyje!« Pan Apolinary przywykły wierzyć drukowanemu słowu, bardzo wrażliwy na ognistą wymowę, przejmował się hasłami, czuł w sobie nurtowanie wielkich pragnień społecznych, nie mógł tylko jeszcze uprzytomnić sobie, do jakiego stronnictwa on sam należy; czy stanowisko jego do sprawy ogółu ma być określone przez jedną, dwie, lub trzy litery? Napróżno starał się wybadać pana Jana, co jest zbawienniejsze z pomiędzy różnych kombinacyi wielkich głosek: XY, YX, XYZ, czy jeszcze co innego? Rokszycki odpowiedział wymijająco:
— Jeżeli miałbym już koniecznie należeć do jakiejś organizacyi, to wstąpiłbym do »związku rozumu narodowego«. Ale ten jeszcze się nie zorganizował.
— Cóż to? żart? Nawet niegrzecznie...
Łamał sobie głowę, lecz o bliższe objaśnienia nie pytał, bo nie są to już te czasy, kiedy on się z sąsiedzkich gawęd informował »de publicis«; on teraz czytuje dzienniki, wie zatem mniej więcej wszystko, co wiedzieć potrzeba: to, czego nie wie, powinien sam przeniknąć obywatelską swą intuicyą.
— Ciągle zgadywać! Niczego nie być pewnym! Ciężko, dobrodzieje moi!
Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/10
Ta strona została przepisana.
— 4 —