lone były do spraw edukacyjnych. Delegat, aby nie ugrzęznąć w szczegółach, trzymał się uporczywie szerszego zakresu pracy kulturalnej. Musiał się przytem dobrze pilnować.
Bo pani Wapowska zapuszczała się naprzykład w roztrząsanie takich subtelności, czy metodę poglądową, czy fonetyczno-mnemoniczną lepiej stosować do pierwszej nauki dziecka. Gdy okazywała się konieczność odpowiedzi, pan Apolinary krążył około przedmiotu i wzbijał się na stanowisko wyższe, jak orzeł, który pogardza drobnym żerem.
— Furda metoda, pani dobrodziejko, duch — to grunt.
— Co pan chce przez to powiedzieć? — pytała stropiona pani Wapowska.
— Mówię, że w nauczaniu, jak we wszystkiem, musi być prawdziwy duch narodowy.
— Posiadamy go chyba wszyscy...
— Nie wątpię, pani dobrodziejko, dlatego też powiadam.
— Ale to się rozumie... chodzi mi o co innego...
Rozmowa o nauczaniu elementarnem możeby się na tem zakończyła, gdyby najmłodsza z panien zwana »profesorem«, w odróżnieniu od siostry »dyrektora« i siostry »inspektora«, nie przypomniała matce, że trzeba kupić nowe książki dla dzieci. Matka zwróciła się znów do delegata:
Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/118
Ta strona została przepisana.
— 112 —