Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/123

Ta strona została przepisana.
—   117   —

cym tamował wymowę delegata, aż uchwycił słowa ostatnie i przerwał:
— Mówi pan, że wszystkie sprawy najpilniejsze, a więc i sprawę wyborów do Wielkiej Rady? Bo to było właśnie, na czem zawiesiliśmy rozmowę.
Apolinary tym razem zrozumiał i uradował się w duchu:
— Mam cię, ptaszku! chcesz być posłem...
Poczuł zaraz twardszy grunt pod nogami, a zarazem i przypływ wymowy zupełnie naturalny.
— Jakżebyśmy taką sprawę pominęli! Ma się rozumieć, że komitet zajmie się wyborami. I nawet od komitetu ta sprawa całkowicie zależy. Przecie to jest naszą specyalnoścją. A ogarniamy kraj cały.
Wapowski marszczył się, mrugał, przecierał okulary. I, pomimo swej łatwości słowa, nic nie odpowiadał. Dało to pochop delegatowi rozprawiać w dalszym ciągu:
— Listę kandydatów niebawem ogłosimy. I mamy prawie pewność, że nikt inny, jak stowarzyszony, nie przejdzie.
— Jakto? więc stawiacie kandydatów wyłącznie z pomiędzy stowarzyszonych?
— Jakżebyś pan chciał inaczej?!
— Mogłoby być inaczej — odpowiedział z dyskretnym uśmiechem Wapowski — bo kandydaci