Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/127

Ta strona została przepisana.
—   121   —

stuna i starał się przeniknąć wiarogodność postawionej przez niego perspektywy.
Gdyby skamienieli obydwaj pod tym portykiem, byłby gotowy pomnik dwóch reprezentantów. Ale pan Wapowski okazał się materyałem mniej podatnym do osłupienia, bardziej nerwowym — i ruszył się z miejsca. Sprzykrzyło mu się tak stać symetrycznie do pana Apolinarego.
Wyszli z greckiej altany, a pan Wapowski odnalazł płynność swej wymowy:
— Nie można mieć złudzeń, że to lekka sprawa być dobrym posłem w Wielkiej Radzie. Być ladajakim, niemą ilością przy obrachunku głosów — każdy potrafi. Ale być posłem czynnym, z gotowym i obecnym w głowie na zawołanie programem, z kulturą parlamentarną choćby teoretyczną, ze znajomością języka, z gimnastyką myślenia i dyalektyki — takich kandydatów mało u nas znajdziemy. Trzeba ich brać, gdzie się znajdują, trzeba szeroko rozejrzeć się przed wyborami.
— Zapewne, zapewne — potwierdzał Apolinary, ale mniemał po cichu, że Wapowski zanadto się oddala od istoty rzeczy.
Tamten zaś mówił dalej:
— Nie możemy ich jednak skądkolwiek sprowadzić, wypisać z za granic okręgów wyborczych. Musimy brać takich, jacy są w danych okręgach. Ale usuńmy przynajmniej inne ograniczenia: sta-