— Nie o tem. Ale coś tam wspomniałeś o prawyborcach. Gdzież oni są?
— No, całe nasze Stowarzyszenie opiera się ostatecznie na zasadzie wyborczej. Gdy chcemy wysłuchać głos całego narodu...
— Dobrze, dobrze. Nie dowodź mi, tylko wymień fakty. Już ja się połapię. Zatem siłą waszą jest zasada wyborcza. Może i ty zostałeś wybrany?
— A jakże, jestem delegatem naszego powiatu.
— Chyba delegatem na nasz powiat przez kogoś mianowanym? Bo jakież były wybory? Kto głosował?
— Głosowało tam kilku...
Pan Apolinary nie chwalił się wogóle zaufaniem okazanem mu przez Gawłowskiego i Pawłowskiego. Wobec pana Jana wydało mu się nawet śmiesznem wymieniać te dwa nazwiska swych wyborców.
Ale pan Jan nalegał:
— Więc któż głosował, bo trzeba to wiedzieć?... Czy Wapowski z Wojewodzic? Czy Strzempiński z Kotła? Czy Świeborowski z Woli?... Czy może mniejsza własność?
— Wybory nie mogą u nas być... zupełnie takie jak być powinny.
— To żarty, mój serdeczny. Przypuśćmy jednak, że jesteś wybrany przez grupę ludzi. Do czego zatem zmierza ta grupa?
Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/140
Ta strona została przepisana.
— 134 —