Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/145

Ta strona została przepisana.
—   139   —

— Co? gdzie? jak?!
— Nie z wami, uspokój się, mój serdeczny. Nasz związek nie obejmuje całego kraju, ale rośnie jednak powoli po całym kraju. Nie rządzi nami komitet, ani przysięgamy na solidarność. Jednomyślność, zapadająca po wspólnych naradach i wymianie zdań, okazuje się w cichych uchwałach, których nie ogłaszamy »urbi et orbi«. Porozumiewamy się, informujemy wzajemnie — i pracujemy prawie bezimiennie. Nie jesteśmy najwyższą instancyą do załatwiania wszystkich spraw krajowych, ale każdą sprawę wspólnie uznaną za dobrą, posuwamy zgodnym wysiłkiem rąk, słowa i pióra. Kochamy silnie, a mówimy o tem mało. Nie ustępujemy nic, ale nie żądamy naraz wszystkiego. Jesteśmy tak niepokaźni, żeś pewno nie słyszał nawet o nas, mój serdeczny?
— Jak Bóg żywy, nie słyszałem — rzekł zdumiony pan Apolinary — Jakże się choćby nazywacie?
— Nawet nazwy urzędowej nie mamy. Nie jesteśmy bowiem stronnictwem, tylko prostymi synami tej ziemi. Wy zato przezwisk nam nie szczędzicie: ten z nas jest »pogodzony z losem«, choć nic nie ustąpił z rzeczy pospolitej i nieustawał w walce z losem przeciwnym; tamten jest Masonem, choć buduje kościół; trzeci nie posiada »ducha narodowego«, choć go ujawniał i zapałał każdem swem tchnieniem; znów inny jest szkodli-