stowarzyszonych — i tyle. A cóż to? czy za Wapowskiego nie należał się jaki list pochwalny?
— Praca dla kraju nie zawiera w sobie słodyczy doraźnej nagrody — przypomniał pan Apolinary zdanie wyczytane w jakiejś bardzo starej księdze.
Pocieszał się jak mógł, ale się nudził, jak syn jego Janek, z powodu bezrobocia.
Parę razy zajrzał do sąsiada pan Jan. Ale i ten był, swoim zwyczajem, tego samego zdania co felczer. Zalecał spokój i wstrzemięźliwość.
— Jeszcze nie umarłem, dobrodzieju mój. Że kwękam trochę, to nie racya, żebym gnuśniał tu taj, kiedy kraj woła.
Ten zwrot mowy pozostał także Apolinaremu z minionej epoki działania. W istocie nie doznał już oddawna wołania kraju ani w słowie, ani w piśmie, ani nawet w przeczuciu. Gdzieś, z daleka, niby w szumie płynącej gdzieindziej fali wypadków, zdawało mu się, że łowił i te dźwięki, przepadające w ogromie innych:
— Pójdź i ty, Apolinary...
Ale wołanie było tak ciche...
Z epoki tej odrętwienia m oralnego i wątpliwości nie mamy nic prawie do zanotowania z życia naszego pacyenta. Znaleziono tylko na jego biurku ślad pozwalający się domyślać, że delegat miał zamiar pisać swe pamiętniki. W kajecie bowiem ozdobnym osoby wiarogodne zobaczyły na
Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/167
Ta strona została przepisana.
— 161 —