ale cenną dla mnie niezależność, mam zaszczyt przesłać wyrazy rzetelnego szacunku.
— Zimno — zreasumował pan Apolinary.
Po namyśle jednak uporządkował swe wrażenia, otrzymane z listu i znalazł niektóre przyjemne. Koleżeństwo z Wapowskim uśmiechało mu się już dawniej, w innej wprawdzie formie. Widział się jeszcze w Wojewodzicach, pod portykiem greckiej altany, wśród szczytnych rojeń o wspólnem poselstwie. Gdy ta nadzieja zawiodła, pozostawało przynajmniej na pociechę towarzystwo w niedoli. Nietyle w niedoli, ile w doświadczeniu, w pouczającem stanowisku ludzi godnych, a pominiętych.
Mniej przyjemne było to, że Wapowski chciał się zupełnie wykreślić, a przez to samo zniweczyć kapitalną zasługę pana Apolinarego. Poco, dobrodzieju mój? Usunąć się, stanąć na uboczu — ale wykreślać się — zbyteczne. A nuż znowu kraj zawoła, a my obaj nie będziemy należeli do żadnej organizacyi?
Taki projekt odpowiedzi układał, a tymczasem wprowadził nowy wątek do swych używających już rozgłosu konferencyi w hotelu Saskim:
— Pisze do mnie Wapowski — jedna z najtęższych głów prowincyonalnych. On także powiada, że trzeba sobie zdawać sprawę z akcyi zbiorowych dopiero po obejrzeniu ich owoców.