Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/29

Ta strona została przepisana.
—   23   —

— Pozornie, pozornie tylko — przekładał pan Kotulski.
— Jakto: pozornie?! Naraził się nawet hrabiemu Szafrańcowi z tego powodu. Miał mu Szafraniec puścić w dzierżawę swoje domy przy szosie na jakieś tam herbaciarnie dla chłopów, — no i puścił je żydom za bezcen, gdy się dowiedział, że Rokszycki jest... z innego obozu. Wiem to dokumentnie.
— My zaś inne mamy dokumenta — odparł twardo pan Hyc. Wiemy także coś jeszcze o panu Rokszyckim, co nas zniechęca ostatecznie: jest to ukryty Mason.
Pan Apolinary zamilkł i popadł w przykrą wątpliwość. Wistocie bardzo trudno dowiedzieć się, kto jest Masonem, a kto nim nie jest... Gdyby to jednak była prawda o zacnym panu Janie — co za szkoda!... Zato innej wątpliwości pozbył się pan Apolinary: skoro ci panowie piętnują masoneryę, jako przywarę, sami nie należą oczywiście do sekty. Nawet pan Kotulski ze swem nienaturalnie głębokiem spojrzeniem... Jak to się można jednak pomylić!...
— Phi, dobrodzieje moi, skąd-że ta pewność o panu Rokszyckim?
— Na wiatr nie mówimy. Jest Masonem, i to szkockiego obrządku.
— Szkockiego?... no, proszę...
Gdyby nazwano pana Jana po prostu Maso-