Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/53

Ta strona została przepisana.
—   47   —

światła użyć jej będzie mocen każdy praw y przedstawiciel narodu, na wszelką okazyę, kongres czy nie kongres, na jasną czy na chmurną przyszłość.
Pan Kotulski mówił z niezwykłym ferworem: zdawał się bronić swego ukochanego, najbardziej rodzonego pomysłu.
A pan Budzisz zw rócił się cicho do sąsiada Zimnickiego:
— Ale jaki kongres? — bo nie słyszałem od początku.
— Ma być podobno kongres europejski po ukończeniu wojny. Zdaje się, że znowu w Wiedniu.
Pan Apolinary oniemiał.
Więc ten papierek, który nosił w kieszeni, jest programem na kongres europejski??... Dokąd my się wznosimy! Dokąd on sam, Apolinary, dolata, niesiony przez potężne Stowarzyszenie!... To nie faramuszki — kongres!
Gwar w sali się wzmagał, bo i od innych stołów dolatywały podniecone dyskusyą głosy:
— Poco się wyrywać z programem? Wiedzmy, czego pragniemy, a mówmy to tylko, co na razie potrzebne — mówił jeden.
— Program źle sformułowany. Do jednego użytku za mało, do drugiego za wiele — przekładał drugi.
— A cóźbyś pan zmienił? pytał trzeci.
— Toby trzeba przedyskutować regularnie.
— Przepraszam! — zawołał pan Kotulski, po-