— Gdzie mnie do tego mój łaskawco! Gdy kto ma nóż na gardle, i nie jeden, a kilkanaście...
— Na wszystko znajdzie radę komitet — rzekł pan Apolinary z takiem przekonaniem, że aż zbudził iskrę nadziei w słuchaczu. — Chcesz sąsiad, naprzykład, przeciwdziałać siłom wstecznym, nurtującym społeczeństwo, — masz komitet. Chcesz wejść w porozumienie z chłopem — masz komitet. Chcesz... no wogóle, co tylkobyś chciał zrobić, możesz się udać do komitetu — i to za mojem pośrednictwem.
Tu pan Apolinary wskazał palcem na swą pierś potężną, uznawszy za niezbędne odsłonić coś więcej ze swego dostojeństwa.
— Ale mnie, mój łaskawco, sprawy osobiste gnębią. Nie wiem naprzykład co mam począć z moimi basałykami. Siedzą mi w domu od pół roku, widują się z kolegami z ich tam »kompletu«, rozprawiają o polityce, o nauce zaś — głucho. A zhardzieli, a rozbisurmanili się! Długoby gadać.
— Przecie, dobrodzieju mój, kwestya szkolna cała jest w naszem ręku! — zawołał delegat z ujmującem zaufaniem w ten aksyomat.
— Taak?... więc pójdą chłopcy do szkoły po wakacyach?
— Pójdą do szkoły innej, do szkoły idealnej.
— A czy będzie tania?... bo rozumiesz pan, gdy kto ma pięciu synów i jedną licytacyę...
Delegat nie zdążył się jeszcze powiadomić w tej
Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/76
Ta strona została przepisana.
— 70 —