Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/9

Ta strona została przepisana.
—   3   —

sobie tylko czasem stroić żarty z tego, co nazywa «niespokojnym duchem pana Jana». Bo Jan nie umie po ziemiańsku cicho siedzieć. To założy u siebie czytelnię dla chłopów, to napisze artykuł do gazet o kasach rzemieślniczych.
— Znowu tam sąsiad majstruje — mówi Apolinary z odcieniem przyjaznej ironii.
Dobre są bowiem nowości, ale wprowadzać je trzeba bardzo ostrożnie. Przedewszystkiem w gospodarstwie. Pługi dwuskibowe, lokomobila, nawozy sztuczne (ostrożnie!), zmiana nasion i reproduktorów. Co grosz przynosi, to mi pożytek. A reszta — faramuszki, dobrodzieje moi!
Jednak, jak już rzekłem, pan Apolinary, choć ulepiony po części z tradycyjnego ciasta, nosił w sobie zaczyn człowieka przyszłości, czego najlepszym dowodem jest, że odrazu urósł, gdy się dostał do pieca polityki wewnętrznej. Ma to być właśnie przedmiotem niniejszego opowiadania.
Uznawał naprzykład konieczność załatwienia stosunków serwitutowych i czuł pociąg do konstytucyi. Gdyby się pozbył serwitutów leśnych, podniósłby wartość majątku przez wprowadzenie ulepszeń, którym serwituty stoją na zawadzie. Gdyby miał konstytucyę... obrałby posłem pana Jana i włożył do instrukcyi poselskiej obowiązek uregulowania serwitutów. To było jasne.
Mniej jasno przedstawiały się panu Apolinaremu różne kwestye, powracające coraz częściej