Sworski otrząsnął się zaraz z rozrzewnienia, pomny nauki zasłyszanej. Czuł Jego siłę w sobie i nad sobą.
Oddalił się nieco od uśpionego Bronka, aby umówionem hukaniem przywołać Celestyna. Zjawił się Łuba, a Sworski, stojąc ciągle opodal od Bronka, zaczął objaśniać przyciszonym głosem:
— No, Celestynie, wybraliśmy się do tego lasu nie na darmo. Leży tam ranny nasz znajomy — — tylko cicho, żeby go nie obudzić, bo śpi. — — Poznałeś go podczas naszej wycieczki do Końskich — Bronisław Linowski — pamiętasz?
Celestyn chwycił się za głowę:
— Awantura arabska! toć on w legjonach!
— A ty skąd wiesz?
— Właśnie z Końskich. Powiedział pannie Czadowskiej i mnie. Nie mogliśmy ci tego powtórzyć, bo...
— To już dzisiaj obojętne — przerwał Sworski. — Teraz trzeba go ratować. Rozumiesz, jakie mu grożą niebezpieczeństwa, gdyby ujawnione zostało jego