— Odpowiem panu słowami starego Przeora, które przed chwilą słyszałem: „Pragnienie nasze jedno jest i to jest od Boga. A rozumy nasze różne są i ułomne. Ale zasię rozum nas wszystkich razem, rozum narodu, od Boga jest — i ten przemoże.“
— To jeszcze mniej jasne — rzekł Bronek.
— To jednak... warto zapamiętać. — — Ale nie pora na dyskusję. Musimy działać. Stoi wpobliżu pociąg sanitarny, prowadzony przez Rosjan, do którego wrócilibyśmy, gdybyśmy pana nie znaleźli. Tam pana nie można pokazać.
— Mam nadzieję! — obruszył się znowu Bronek.
— Mógłby pan tam się znaleźć w innych warunkach, skoro pan Łuba i ja tam byliśmy — odrzekł Sworski wyniośle.
Linowski spostrzegł wreszcie, że dąsa się lekkomyślnie, że winien raczej wdzięczność polskim sanitarjuszom, więc oświadczył poważnie:
— Wierzę panu. Słyszałem od ojca, kto pan jest. A z panem Łubą rozmówiliśmy się dobrze w Końskich.
Sworski, nie odpowiedział na to votum zaufania, a Łuba zabełkotał:
— Tak... mówiło się... wszelki zapał, wszelki czysty poryw — rzecz święta. Tu co innego... trzeba przezorności węża...
— Na później to, mój Celestynie! Musimy zaraz pana stąd usunąć, bo gdyby nawet jaki kolega Polak nas tu zdybał, byłoby niepotrzebne. — Trzeba najprzód usunąć wszelkie ślady umundurowania i należności do polskiego legjonu.
Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/141
Ta strona została przepisana.
— 139 —