Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/154

Ta strona została przepisana.
—   152   —

towane przez powtarzanie uliczne i natrętne, próbował jednak odpowiedzieć Sworski:
— Nie jesteśmy ani trochę wtajemniczeni w plany bitwy i właściwie nie otrzymujemy żadnych wiadomości z placu boju. A jednak można coś wywnioskować. Ani furor Teutonów nie jest tak straszny, jak go malują, ani ich genjusz strategiczny niezawodny. A już sam ten wniosek teoretyczny jest bardzo dla nas cenny.
— Jeżeli jednak wezmą Warszawę jutro? — zagadnął Celestyn.
— Wygląda na to, że nie wezmą jej wcale tym razem.
— Masz jakie nowe wiadomości? Ja słyszałem wczoraj takie same zdanie w hall’u Bristolu, gdzie się zbierają korespondenci rosyjscy.
— Ja nie mam nawet i tych powiadomień, tylko najpospolitsze. Ale patrzę uważnie i kombinuję. Niemiec posunął się tak szybko ku Warszawie, bo lewy brzeg Wisły nie był wcale broniony. Czy słyszeliśmy choć o jednej utarczce po drodze do Warszawy? Gdy jednak zjawił się już pod Wilanowem i Piasecznem, zmiarkował dopiero, że ogromne masy wojsk rosyjskich gotowe są do przerzucenia z prawego brzegu na lewy i że ruszyły już w tym kierunku nie na żarty.
— I dzisiaj jeszcze dudnią przez mosty, przez miasto, na Mokotów i Wolę — odezwała się panna Zofja.
— A te, które stanęły dawniej pod Tarczynem, stoją jak mur — rzekł Celestyn. Opowiadano, mi, że dowódca któregoś z tych pułków — Niemiec bestja przefarbowany, nakazał odwrót i uciekł. Ale zaraz