pozorem pilnych zajęć w redakcji dziennika polskiego.
Minął powiew ożywczy artystycznej atmosfery; zapadali trzej mężczyźni w troski i niepokoje bieżące. Sworski jeszczeby gadał o malarstwie, o galerjach, które pobudzały w nim dawne, zastygłe dreszcze... Ale dwaj inni myśleli już zupełnie o czem innem. Piękne rysy Gołowina powlekły się surową, kościaną bladością; twarz Hornostaja powróciła do zwykłej dostojnej zgryźliwości. Nareszcie bąknął gospodarz domu:
— Masz wiadomości?
— Są; czytaj.
Gołowin wręczył telegram Homostajowi, który dobył binokle i uważnie przeczytał tekst.
— Nu i sława Bohu! — rzekł po rosyjsku.
Sworski wstał, aby się pożegnać. Hornostaj zwrócił się do Gołowina:
— Możemy przecie pokazać panu Sworskiemu?
— Naturalnie — odrzekł Gołowin z ostentacyjnym, chociaż niezbyt szczerym gestem.
Sworski przeczytał tekst rosyjski:
„On żyje, przez Boga strzeżony“.
Po uroczystości dwóch spojrzeń zmiarkował Sworski, że mowa tu o carze. Nie znalazł stosownej do wygłoszenia uwagi.
— Bo były bardzo niepokojące wiadomości nawet co do bezpieczeństwa życia Najwyższej Osoby — objaśnił Hornostaj.
— Wszystkiego można się spodziewać po takiej rewolucji — rzekł nareszcie Sworski.
Pożegnał się i wyszedł.
∗ ∗
∗ |