poświęcić na formowanie wojska nawet znaczne sumy.
Nagle Sworski ożywił się:
— Wie pani, że to jest nowe oświetlenie kwestji i bardzo ciekawe. Przypuszczam, że to wojsko odegra znaczną rolę przy obronie polskich posiadłości, chociaż jego charakterem głównym nie może być jakaś straż ziemska, lub policja. Celem głównym jest zawiązek armji polskiej, regularnej armji...
— To są mrzonki — przerwała hrabina. — Na tworzenie armji potrzeba tak wielkich sum, że składki kilkudziesięciu zamożniejszych ludzi — i to w tych ciężkich czasach — byłyby kroplą w morzu. A przytem skąd ta pewność, że Polska będzie wkrótce potrzebowała swojej armji i potrafi ją utrzymać? Gdzie jest jeszcze ta Polska?
— Pewność, że Polska być musi i będzie, trzeba mieć w sobie, pani hrabino.
— Niech ją pan ma. Ja, przyznam się, że nie czuję wcale w sobie tej pewności. Jakaś Polska może być... mówią nam o niej z wielu stron. Ale tyle będzie Polski, ile nam jej dadzą. To mi niedawno powiedział jeden bardzo mądry polityk, rzeczywisty tajny radca.
— Pan radca tajny nie chce dać dużo; to zrozumiałe — odrzekł Sworski ironicznie — ale Polska obejdzie się bez jego opieki.
— To jest, chce pan powiedzieć: bez opieki Rosji? Dziwi mnie to, bo mi mówiono, że pan jest orjentacji rosyjskiej.
— Za długoby o tem mówić, pani hrabino.
Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/276
Ta strona została przepisana.
— 274 —