— Jeżeli panowie na to chcecie dać pieniądze, to możecie sobie tworzyć pałacowe milicje, lub coś w tym rodzaju. Nic to nie przeszkadza tworzeniu armji, ale i nie pomaga. Obie sprawy mogą być popierane czynnie nawet przez tego samego obywatela, ale każda osobno, bo każda z nich ma swe własne źródło ideowe i właściwe sobie cele.
— Nie rozumiem — upierał się Łabuński — dlaczego obu spraw nie można połączyć w jedno. Cóż to wojsko będzie miało do roboty w najbliższej przyszłości? — Pomagać Rosji do odparcia Niemców? Ależ Rosjanie już bić się nie chcą. Mieszać się do walk wewnętrznych rosyjskich po tej, lub owej stronie?
— A, broń Boże!
— Więc dlaczego nie miałoby ochraniać polskie majątki na Rusi?
— Ma przedewszystkiem gromadzić i organizować siłę zbrojną polską na czas walki za sprawę najświętszą — za niepodległość Polski.
— No dobrze, panie... ale tymczasem?
Dyskusja stawała się uciążliwą. Łabuński nabierał przekonania, że Sworski jest doktrynerem, Sworski zaś zżymał się skrycie, że nie zdołał wyprowadzić Łabuńskiego poza granice dziedzicznego miasteczka i ukazać mu szersze obszary sprawy polskiej.
Ale rozeszli się przyjaźnie, obiecując sobie, że będą się porozumiewali, choćby codziennie.
— Mieszkamy przecie przy jednem podwórzu!
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |