równo zapomocą towarzyskiej uprzejmości, jak zgodności poglądów.
Wkrótce przyszła jakaś para starych i dostojnych gości, którymi pani Łabuńska musiała się zająć. Przed wejściem gości do salonu pan Łabuński oświadczył Bronkowi, że musi oddalić się dla ważnych interesów, i przypomniał o jutrzejszym obiedzie. Bronek i Hanka zostali naturalnie przeznaczeni do towarzyszenia sobie.
— Czy kuzyn zechce przejść do jadalnego? Pragnę z nim mieć specjalne interview i to w sprawie wojska.
— Jak każesz, Hanko.
Przeszli zatem do sąsiadującej z salonem jadalni, zostawiając za sobą drzwi otwarte, i usiedli.
— Bardzo chciałabym coś pożytecznego zrobić dla formacji wojska, o której Bronek tak pięknie mówi i pisze.
— Chwali ci się to, Hanko. Ale skąd wiesz, jak ja o tem piszę?
Hanka, zauważywszy, że Bronek mówi jej „ty“ regularnie, a ona wykręca się, używając trzeciej osoby i niezgrabnej po polsku denominacji „kuzyn“, przeszła bardzo chętnie do poufalszej formy przemawiania. Zaraz cieplej uczyniło się jej w sercu i swobodniej na umyśle:
— Czytałam twój list do pana Sworskiego o wojsku polskiem — — bardzo piękny.
— Więc i ty znasz Sworskiego?! — To dobrze.
— Znam i jego przyjaciela, pana Celestyna Łubę. Przyjemny też pan, choć trochę... lunatyk.
Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/288
Ta strona została przepisana.
— 286 —