Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/32

Ta strona została przepisana.
—   30   —

ukrywała swą niedolą pod pozorami wesołości, a mówiąc ściślej, była uporczywie radosna, pomimo swej niedoli. Wszyscy znajomi kochali, lubili, lub tylko chwalili panią Welę. Jeżeli kto jej przyganiał, to tylko za zbytek dobroci, okazanej komu innemu.
Sworski powitany został przez gospodynię tak uroczystą i pochlebną przemową o talencie, wielkości i zaszczycie, że aż się zdziwił. Nie obraził się jednak, oczywiście. Zato ubodło go nieco, że bezpośrednio potem Rewiatycki otrzymał także nadmierny komplement. Adachna nie protestował, odpowiedział jeszcze bajeczniej, a przy ucałowaniu ręki hrabiny wykonał ukłon akrobatyczny w rodzaju przyklęknięcia. Witając pannę Czadowską, znalazła pani Wela gorące słowa uznania dla jej działalności obywatelskiej, zaszczytnie znanej, poczem ucałowała ją serdecznie. Panna Zofja, pomimo swego światowego obycia, trochę się stropiła, nie mogła jednak wynieść innego wrażenia, jak że pani Linowska jest bardzo miła. Pani Wela umiała zyskiwać sobie odrazu i na stałe serca nawet kobiet, co jest talentem bardzo rzadkim u kobiet pięknych.
Z wielu stron przyglądano się z zajęciem Tadeuszowi Sworskiemu. Wieść o jego pobycie w okolicy dotarła już uprzednio do Inogóry. A było dużo osób przy podwieczorku na murawie. Oprócz Linowskich, prezesa, pani Weli i syna ich Bronka, oprócz gości z Rudników, było jeszcze kilkoro gości i różni domownicy. Siedziało między innymi młode stadło Sępowskich, wyświeżone, obserwujące pilnie wzory inogórskie dla skopjowania tego i owego u siebie. Para trzymała