Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/359

Ta strona została przepisana.




25.

Noc zawisła nad Kijowem księżycowa, a nieforemne podwórze posiadłości Ginsburga olbrzymiało w powodzi sinego światła, pokreślonej przez prostopadłe zręby ogromnych murów i ukośne słupy tłustych cieni. Nietylko księżyc malował te gmachy na podobieństwo fantastycznej cytadeli; cała posiadłość była istotnie zamieniona w warownię, przygotowana do obrony. Wejście od ulicy Nikołajewskiej i dwa od ulicy Instytuckiej szczelnie były zamknięte i zatarasowane stosami drew opałowych. W bramie głównej od Instytuckiej podbito ażurową kratę grubemi deskami, a naprzeciw niej, na podwórzu, ustawiono sześcian z drew, jako osłonę dla strzelców, którzy mieli z za niego prażyć w razie ataku na bramę główną. Po podwórzu snuli się żołnierze z karabinami — rzeczywiści żołnierze, choć w rozmaitych mundurach, ale zupełnie odrębni od uzbrojonych bandytów bolszewickich. Pomiędzy nimi jeden tylko najwyższy odznaczał się płaszczem i kapeluszem rozłożystym, choć nosił też karabin i przechodził z innymi, posłuszny komendzie oficera, dowodzącego załogą. Był to Ce-