— Panowie nie poznają? — — porucznik Woronicz.
— Ach, jakżeż! w przeszłym roku — z rotmistrzem Linowskim. Ale pan nie w mundurze.
— Rozformowali, panie. — Cóż? trzeba było — ja nie winien. I generał Dowbor nie winien.
— Wiemy, znamy tę sprawę — mówił Sworski pośpiesznie — trudno było poświęcić cały korpus na walkę beznadziejną...
— W wojnie my byli z bolszewikami — — wściekli na nas za Osipowicze, gdzie wzięli w skórę porządnie — a z drugiej strony cała siła niemiecka i rozkaz niby naczelnego dowództwa.
— Tak, tak, wiemy.
Urwali tę rozmowę, bądź co bądź bolesną.
— Wspomnieliście panowie o Linowskim. — Z nim niedobrze.
— Jakto? Co się stało?
— Wiadomo może panom, że on zawsze chciał do Francji? Kiedy rozformowano nasz pułk, on poszedł.
— Dokąd?
— Poszedł na Murman, jak tamci z generałem Mazowieckim.
— Czyli: z Hallerem?
— On-że i Haller. — Linowski poszedł tylko z ordynansem, ale później, niż tamci. — Jemu trudniej było — bo przebierz pan jego za bolszewika, takiego pięknego oficera — fizjognomja u niego nie chłopska.
— Ach, więc poszedł w przebraniu?
— I tamci w przebraniu. Gdzieby teraz bolszewicy przepuścili polskiego żołnierza? Cierpieć nas nie mogą. Zadaliśmy im pieprzu.
Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/379
Ta strona została przepisana.
— 377 —