czując się znacznie lepiej, przyjechał z żoną do Rudników na długie, rekonwalescyjne wakacje.
Wiedzieli też wszyscy o zmartwychwstaniu Polski i o Jej trwaniu już od lat paru... Ale i o tym ogromnym temacie mówiono tu bez należytej radości.
Po wypiciu kawy Sworski powstał z fotelu dosyć żwawo, przeszedł się po werendzie i zapalił papierosa. Przyjaciele przyglądali mu się z umiłowaniem.
— Widzę, że już dobrze z tobą, Tadeuszku — odezwał się Gimbut. — Jutro możemy pojechać do Inogóry. Czekają tam ciebie.
Tadeusz machimalnie spojrzał na żonę, która poczuła się do obowiązku odpowiedzenia dyrektorowi:
— Jak Tadeusz zdecyduje. — — Tylko czy nie wpadniemy tam w tragedję wspomnień, która mogłaby być dla niego niezdrowa?
— Już tam przeboleli stratę syna — tłumaczył Gimbut. — Pałac trochę zrujnowany. — No cóż? smutno, ale weselej im będzie, gdy ujrzą dawnych znajomych.
Odłożono jednak projekt odwiedzin Linowskich w Inogórze do późniejszej daty.
Napozór nie brakło nic ludziom tu zgromadzonym do zadowolonego spokoju. Czuli się zdrowo fizycznie, a nawet Sworski powracał szybciej, niż w Warszawie, do zaufania w swe siły. Dworek dyrektorski, spoglądający wesoło od warsztatu pracy na piękny kraj radomski, był po dawnemu idealnie stworzony dla pokrzepienia serc ludzi obowiązkowych, lecz nie pozbawionych pragnień epikurejskich.
— Jednak nie-
Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/395
Ta strona została przepisana.
— 393 —