Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/405

Ta strona została przepisana.




28.

Już niejednokrotnie wspomniano w Rudnikach o Celestynie Łubie, zawsze przyjaźnie, aż wynikło z tych wspomnień zapytanie, dlaczego tu go niema.
— Jażbym go najchętniej zaprosił do mojej chaty — rzekł Gimbut — ale spotkałem go parę razy w Warszawie — uciekał niby ode mnie. Zdziwaczał jakoś?
Sworski uśmiechnął się znacząco i rzekł:
— Doskonale rozumiem, co mu jest, choć wcale nie pochwalam jego przeczulenia. On wstydzi się, że mnie niby... opuścił w Kijowie.
— Jakto? opuścił cię?!
— Zaraz opowiem — ciągnął dalej Sworski. Wiesz przecie, że zasiedziałem się w Kijowie dłużej, niż było potrzeba. Już Niemcy wynieśli się stamtąd i z Warszawy, ale wiadomości z Polski dochodziły takie, że — przyznam się do słabości — nie pilno mi było tego Odrodzenia oglądać. — Rzeczpospolita Lubelska — gabinet Moraczewskiego z towarzyszami... no, wiecie. — — Doczekałem się tedy w Kijowie powrotu rządów bolszewickich. Celestyn mieszkał ze mną i namawiał mnie usilnie, abym wracał do kraju. Wtedy