Uprzedzony o wizycie Władysław Linowski wyszedł zaraz naprzeciw gościom. Obfite jeszcze, lecz zupełnie białe włosy zdobiły piękną jego głowę senatorską powagą. Trzymał się prosto i giętko; udatnie walczył z minioną sześćdziesiątką lat wieku. Uprzejmie i swobodnie przemówił do gości:
— Serdecznie rad jestem, że witam w Inogórze dobraną parę państwa Sworskich — pocałował w rękę Zofję. — A pan Celestyn chyba odmłodniał? — Jakże ze zdrowiem pana po tylu niebezpiecznych przeprawach, panie Tadeuszu?
— Dziękuję, panie prezesie; prawie już zapomniałem... los mnie nagrodził. Zresztą minione moje niepowodzenia wydają mi się drobnemi wobec okrutnych ciosów, które spotkały ludzi godniejszych, niż ja, spokojnego wieczoru.
Spojrzał w oczy Linowskiemu, który spojrzenie to wytrzymał po męsku. Mocno uścisnęli sobie dłonie. Zofja i Celestyn przystąpili również do nieszczęsnego ojca z cichem, lecz gorącem spółczuciem. Tylko Celestyn stracił spartańską postawę, odszedł pośpiesznie na bok i rozglądał się przydługo po obrazach rozwieszonych na ścianach.
Wkrótce dowiedziano się, że pani Ewelina Linowska jest niezdrowa, leży w swym pokoju i prosi do siebie panią Zofję Sworską. Mężczyźni pozostali sami w niewielkim pokoju bawialnym, przeładowanym meblami z pałacu.
Mówiono dorywczo o tem i owem: o szczegółach zniszczenia Inogórskiej siedziby, która znalazła się
Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/410
Ta strona została przepisana.
— 408 —