wspomnieniami, ozdobiony starannie, lecz stanowczo za ciasny. Pani Sworska mieszkała właściwie w kuchni, oddając mężowi jedyny dobry pokój do użytku. Tadeusz, choć bardzo wdzięczny, czuł się upokorzonym: takież to życie i siedzibę zgotował żonie?! Za stosowne mieszkanie zapłaciłby sumę nieproporcjonalną do szczupłej resztki swego majątku, lub oddał bibljotekę, zawierającą obok niezbędnych książek i rzadkie, popisowe. Ale Zofja gwałtownie sprzeciwiała się takim pomysłom i obiecywała, że mieszkanie znajdzie, wyprosi wreszcie od jakichś bliźnich, którzy muszą gdzieś istnieć po świecie polskim, jeżeli nie w Warszawie. Sprawa była jednak pilna. Tymczasem, pod koniec lata, żyło się jeszcze trochę powiewem małego ogródka, na który otwierano okno. Ale zimą, przy zamkniętych oknach, nie starczyłoby powietrza dla dwóch osób.
Oprócz usilnych starań o mieszkanie, Zofja miała stałe zajęcie przy praktycznem urządzeniu życia. Jadano w domu i wcale nieźle, Tadeusz miał wygody niegorsze, niż w porządnym hotelu. Przychodnia służąca pomagała pani Sworskiej, która niezupełnie wyrzekła się swego zawodu kierowniczki drobnego ludu. Ochroniarstwo i lekcje zabierały jej kilka godzin dziennie.
Sworski, czując się coraz zdrowszym i odporniejszym na fizyczne zmęczenie, wyręczał też chętnie żonę w zakupach przedmiotów użytkowych do codziennego życia. Ale i na tym pospolitym deptaku trafiał na ciernie.
Przekonał się niebawem, że ceny po sklepach war-
Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/427
Ta strona została przepisana.
— 425 —