Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/445

Ta strona została przepisana.
—   443   —

potrafił sobie zyskać zaufania większości społeczeństwa...
— Powiedz pan: nie zjednał sobie Żydów, ale się im też nie poddał.
— Nie będę się spierał o osoby. Ale przyzna pan chyba, że Polska winna nam nietylko przytułek, lecz i obronę?
— Zasadniczo tak... bez wątpienia. Ale musi najprzód sama okrzepnąć, uporządkować się, zanim przystąpi do tak skomplikowanego zadania, jak walka chociażby dyplomatyczna, z Rosją, z którą w przyszłości zmuszeni będziemy zawrzeć jakieś przymierze.
— Jednak musimy rewindykować nasze posiadłości — i to jak najśpieszniej. — Kiedyś tam? — — my pomrzemy, a prawa nasze się przedawnią. Jakaś przecie siła musi wkrótce zabrać się do obalenia bolszewizmu. Czy to będzie akcja obcego państwa, czy bunt wewnętrzny rosyjski, z każdą taką siłą musimy współdziałać.
— Podziwiam zawziętość waszą; w słusznej i doniosłej sprawie. Upór ludzki natężony i zrzeszony przenosi góry.
Rozmowa utknęła na martwym punkcie, bo obaj uznawali doniosłość sprawy, a żaden nie umiał doradzić sposobu jej wykonania. Zaczęto więc wyliczać znaczniejszych poszkodowanych Kresowców i porównywać ich lośy. Łabuńscy należeli do najsrożej poszkodowanych: cały ich majątek utkwił w piekle; bolszewiekiem. Hornostajowie zdążyli cóś sprzedać ze swych lasów (podobno Żydom za dolary?), sami zaś przez Krym i różne meandry wyjechali do zachod-