Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/71

Ta strona została przepisana.
—   69   —

— To jest wielki wróg Błękitnej Królowej!
Słowa te Wojciecha Piasta, które Tadeusz usłyszał w Berlinie na przełomie stulecia, powróciły do niego echem rozpierzchłem, lecz zewsząd płynącem i tak dotkliwem, że Sworski drgnął, jak od dotknięcia prądu elektrycznego.
— Gdzie On teraz? Czy żyje, jak mniema Zosieńka? Czy wcielił się w inne postacie — co już podobniejsze do prawdy? — — Spotkaćby jednego z tych duchów mocnych natchnieniem i przekonaniem.
Pragnąc jednak otrząsnąć się od rojeń, które go niegdyś przyprowadziły nieomal do obłędu, Sworski odwrócił się od pól szerokich i od chmur porywających do wysokich lotów. Spojrzał na ulicę główną miasteczka, po której tętnił teraz marsz regularny oddziału ubranego w zakurzone szynele sołdackie. Wionęło od nich moskiewskim juchtem. Wojsko sformowane, zapewne Wielkorusy.
— Tacy to przecie rozstrzelali Wojciecha Piasta!
Nie towarzysze to nam do krucjaty za wyzwolenie Europy od zbójectwa centralnego wroga, nie współrycerze za polską wolność. Pachoły! — — Sprzymierzymy się nie z ich duchem, lecz z kolosalną mnogością, z siłą nieprzejrzanego tłumu, który runie w kierunku pożądanym, dzięki wyjątkowym konjunkturom politycznym. Przecie z Rosją pójdzie Francja! może Anglja? może cały świat? — Czyż nie przepowiadał Wojciech Piast wielkiej koalicji przeciw Niemcom?
Znowu ten Cień, drogi a niepokojący, staje przy mnie i rozdzwania mi w pamięci swe nauki, a nie mo-