Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/84

Ta strona została przepisana.
—   82   —

szy swą niemoc wobec niepokonalnych przeszkód, gryzł się i zgorzkniał. Gorączkowo czytał dzienniki i szukał powiadomień u osób, które mogłyby wiedzieć coś nieogłoszonego publicznie. Ale dzienniki, ostrzej cenzurowane, niż kiedykolwiek, nie przynosiły realnych wyjaśnień, a miejscowe obywatelstwo, wyżsi urzędnicy rosyjscy i statyści wszelkiej kondycji — nic naprawdę nie wiedzieli. Politykowali natomiast, spierając się o to, co lepsze byłoby dla nas, gdyby. — — — Ta forma dyskusji warunkowa nie dogadzała Gimbutowi. Chciał wiedzieć cośkolwiek na pewno, mieć choć jedno jasne wejrzenie w przyszłość i z pewnika wysnuć samodzielnie choć jeden wniosek osobisty. Niedostatek 1 sprzeczność powiadomień doprowadzały go do rozstroju nerwów.
Drażniła go też małżonka, do której psychiki przywykł już w czasach pokojowych. Obecnie wydawała mu się nadto drobną, a nawet śmieszną.
Wybierała się właśnie ponownie do Warszawy, dokąd już raz po wybuchu wojny odprowadziła odjeżdżających literatów.
— Poco tam jechać, Adelciu? przecie chyba nie dla strojów w takich ciężkich czasach?
— Ani mi to w głowie. Mam w Warszawie inne zajęcia. Przyznasz, że każdy w tej wojnie musi coś robić dla kraju.
— Nie przeczę. Tylko najprzód trzeba pełnić swoje wyraźne obowiązki. Masz tu dzieci — no i męża — a przecież nie zostaniesz sanitarjuszką?
— Myślałam o tem, ale odstąpiłam od zamiaru. Są jednak inne działania. Mówiłam ci już o nich, Domciu.