Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/105

Ta strona została przepisana.
—   99   —

Z takiego życia, nie ujętego w karby rachunku, rodziło się mnóstwo uciech, dużo. natchnień lotnych, lecz nie uwięzionych przez przymus pracy — sen jakiś, pozornie twórczy, lecz wzbierający zwolna gorączkowym niepokojem. Rosły zaliczki, dawane przez księcia na prace, dotychczas niewykonane. Choć książę o nie się nie dopominał, Jan coraz: trwożniej uprzytomniał sobie, że brnie w długi najgorsze, zahipotekowane na wydajności Muzy. Postanowił wreszcie uroczyście w ciągu nadchodzącej zimy wykonać wszystkie zamówienia i postawić jasno pytanie, czy gmach biblioteczny będzie budowany?
Ale właśnie w początku zimy zaszedł wypadek tak drobny, że nie zaważyłby nic w innych, pospolicie zardzewiałych stosunkach ludzkich, w polerowanych zaś i precyzyjnych stosunkach pałacowych tak stanowczy, że zburzył je ziarnkiem żwiru, zapadłem w maszyneryę.
Co się stało księciu Adamowi, czy w księciu Adamie? Organizmy niewyrobione samoistnie, będące raczej przedłużeniem wielu i różnej wartości tradycyi, funkcyonują długo, prawidłowo i spokojnie, aż zagra w nich jakiś atawizm dziki, niespodziewany, niekonsekwentny, budzący nieufność do wszelkich teoryi o wartości rasy.
Książę Adam obiadował w gabinecie klubowym z dwu birbantami europejskiej sławy: markizem d’Anjorrant i równie słynnym dowódcą złotej młodzieży, Antonim księciem Zasławskim, zwanym przez pół Europy »Toniem«. Książę Korecki zaprzyjaźniony był z obu znakomitościami, a nadto poczuwał się do pewnej z niemi równoległości. Chociaż z natury nie był wybitnym uży-