— Wyrwicz zajmuje się usilnie sprawą biblioteki — pocieszał się cień Adama.
— Ale twoja siostra przeszkadza i chce obalić testament.
— Niema więc sposobu przyśpieszenia tej nieszczęsnej budowy, od której zależy nasze wyzwolenie?
— Próbowałem — rzekł duch Jana — zjawić się budowniczemu, memu następcy, ale nie widzi mnie i nie rozumie: przerabia moją najpiękniejszą salę!
— Ja zaś straszyłem moją siostrę we śnie, ale okazało się, że ani Boga, ani duchów się nie boi, gdy chodzi o pieniądze.
— Tak — zakonkludował cień Jana — zaniedbaliśmy wykonać za życia dzieło, które nam było przeznaczone.
— Oddaliła cię ode mnie pycha i lenistwo — przypomniał Adam.
— A ciebie nieczystość i zazdrość — odparł Jan spokojnie, wiedział bowiem, że stwierdza tylko rzeczy, już przez sąd zagrobowy ustalone i nie podlegające dyskusyi.
Ale Adam, iż przywykł do łatwości i ustępliwości życia ziemskiego, roił jeszcze o swych dawnych sposobach:
— Przecie mogę jeszcze coś sprawić przez moje stosunki, moją pozycyę?
— Nie jesteś już księciem, tylko — cieniem w ogromnej demokracyi umarłych.
— Mogę jeszcze wykonać jakiś dobry uczynek?...
— Nie masz już pieniędzy!
Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/125
Ta strona została przepisana.
— 119 —