Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/147

Ta strona została przepisana.
—   141   —

gdy we drzwiach salonu uikazała się najprzód poważna pani Grabska, a za nią...
Nie mogę dotąd uwierzyć, aby ta cudowna mogła być kiedyś moją.
Mimo rozpoczętego walca, cały salon drgnął, nachylił się, cisnął się ku niej. Mężczyźni zwłaszcza otoczyli ją tak ściśle, że sytuacya stała się prawie komiczną; ręce jej migały w setnych, prędkich uściśnieniach; ramiona, których od roku nie widziałem w tej marmurowej chwale, błyskały śród mrowia czarnych fraków, jak gołąb przez kruki opadnięty i owacya zakrawała na bójkę o jej tańce, — stawała się hałaśliwą, trochę dziwną. Panie mniej okazały entuzyazmu, choć wiele z nich przybrało słodkie, przymilone uśmiechy. Pani Falkiawiczowa dobra i uprzejma kobieta, tylko nie mogąca zapomnieć, że jest z domu Koriolan, z jakiejś niby wielkiej rumuńskiej rodziny, powitała Celinę bardzo gorąco, podając jej obie dłonie, ale musiało jej przez głowę przemknąć, że ją kto o serwilizm posądzi, bo zesztywniała zaraz. Pani Falkiewiczowa jest przedewszystkiem osobą niezależną.
Zapisuję uboczne szczegóły, tak mi nie pilno do późniejszych wrażeń wieczora.
Celinę porwał ktoś zaraz do walca i, gdy usiadła, mogłem dopiero ją powitać. Ścisnęła mi mocno rękę i spojrzała swemi rozbawionemi oczyma. Oczy te, kiedy się bawią, mają w rozlanych źrenicach blaski, których znaczenia nie zgadniesz, które darmo starałbyś się wytłumaczyć na swoją wyłączną korzyść, bo one są dla całego świata magnetyczne, — zanadto piękne.