Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/149

Ta strona została przepisana.
—   143   —

jaka, nawiedzać. Nie było go u Falkiewiczów aż do drugiej w nocy. Nagle, pod sam koniec mazura, zjawia się, wypoczęty, wyświeżony i, coś tam wymyśliwszy n a usprawiedliwienie się przed gospodarzami, biegnie wprost do Celiny, i swym wykwitnie poufałym tonem szepcze jej do ucha. Potwierdziła skinieniem głowy i ślicznym uśmiechem.
Muzyka zagrzmiała huczniej, uradowana z hasła: »wszystkie pary!« które zapowiadało kolacyę i odpoczynek. Prowadzę Celinę do stołu, a obok nas przewija się, jak wąż, pośród ciżby — Valfort. Zrozumiałem ten manewr i umowę z Celiną, i nie było sposobu przeszkodzić mu usiąść obok niej po prawej ręce przy stole. Odrazu oczy mu się zaiskrzyły, sypać zaczął konceptami, dolewać wina, aż skupił uwagę kilkunastu osób, bliżej siedzących. Śmieli się, dorzucali po słówku, a on odbijał, zdawało się, w powietrzu każde rzucone słowo.
Nigdy nie widziałem go w takim udzielająco się wesołym humorze. Celina bawi się tem bardzo i przez pewien czas wyłącznie jest zajęta swym »petit Fred«. Nie ma wprawdzie wyboru, bo ja siedzę z drugiej strony, uporczywie milcząc. Zapytała nawet, co mi jest, a ja wtedy zdobyłem się wreszcie na uśmiech i na w trącenie kilku słów do rozmowy. Ale idzie mi, jak z kamienia, bo zamiast paplać o wszystkiem, tak, jak to do głowy przychodzi, patrzę na niepokojącą, rozbawioną postać mojej narzeczonej, a myślę:
— Czyżbym głupszy był od tamtego jej sąsiada? Czy przy kobietach taki rodzaj sprytu bardziej popłaca,