Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/150

Ta strona została przepisana.
—   144   —

niż rozum i serce? Dałbym jednak wiele za to, żebym to ja, a nie on tak rozbawił Celinę przy kolacyi...
Takie uwagi nie pomagają oczywiście do rozmowy, a toczy się teraz o tem, jak pani X. otruła swych dwóch wielbicieli bielidłem, którego używa, i jakim się to mogło stać sposobem...
Ze złości i dla pozoru spokoju zwracam się do mojej drugiej sąsiadki, panny, którą zaledwie znam, i zaczynam coś gadać o Ostatkach, o Popielcu — najlichsze komunały. Nie cierpię zresztą panien: nie wiadomo, o czem z niemi mówić, gdy się nie jest ich aspirantem.
Wypalił się już szmermel Vaiforta, bo przestał mówić głośno. Korzystając z ogólnego teraz gwaru rozmów, nachylił się ku Celinie, szepcze coś do niej i trwa to sobie kwadrans, — a ja siedzę obok i rozmawiam z panną.
To się wydaje niedorzecznem, a jednak w tej chwili chętniebym komuś zgniótł rękę aż do krwi, albo powiedział coś bardzo przykrego tej pannie, mojej sąsiadce. Ale prawa salonu potężniejsze są nawet od praw moralnych. Rozmawiam więc grzecznie, jem, piję szczególniej — musiałem nawet wypić dość dużo wina. I siedzę obok mojej narzeczonej, jakbym był jakim obojętnym figurantem, albo nieboszczykiem jej mężem. A Valfort kieliszek z szampanem ujął w prawą rękę, lewą — widzę najwyraźniej — wyciąga do Celiny pod stołem i, przechylony, w pija w nią swe uśmiechnięte, namiętne oczy, trąca o jej kieliszek, mówiąc:
— Czy pamiętasz, moja droga?