Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/151

Ta strona została przepisana.
—   145   —

Celina cofnęła wprawdzie rękę. ale kieliszek do ust podniosła, uprzejmie dziękując.
Tego już za wiele! Czy pamięta? co? — mają oni ciągle jakieś wspomnienia, jakieś tajemnicze aluzye.
Gdy ktoś wzniósł nasze zdrowie, nie ruszyłem się zrazu z miejsca, aż mnie Celina zbudziła:
— Panie Janie! piją za nasze zdrowie, czy chcesz, żebym wypiła do dna? I pochylała do mnie swą zarumienioną twarz, uderzyła we mnie oczyma, jak żarem... Działo się to jednak natychmiast po tej rozmowie z Alfredem, — spotkała zatem moją twarz skurczoną gniewem, więc się cofnęła z zawodem w ruchu i w głosie:
— Co panu dzisiaj jest, doprawdy?
Otaczano nas życzeniami. Powstałem, dziękując bez zapału, z przymuszonym uśmiechem i znów usiadłem. Celina nie bawiła się już, oczy jej dziwnie zamierzchły, spojrzała na mnie niespokojnie. A ja wtedy pod wpływem nagłego postanowienia, które po winie łatwiej przychodzi, odezwałem się do niej zimno i dość głośno:
— Mogłaby się pani mniej zajmować tym głupcem Alfredem.
Drgnęła na krześle, potem zaczęła z kimś przez stół rozmawiać, urwała i dopiero po chwili rzuciła mi prędko; cicho i trochę gniewnie:
— Jesteś dzisiaj bardzo dziwny.
Wstawano od kolacyi. Muzyka już poczęła walca w sali balowej, do której powróciliśmy niebawem. Bal szedł swoim porządkiem, stawał się coraz gwarniejszy i weselszy, ale nie dla mnie, ani też dla Celiny.