Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/169

Ta strona została przepisana.
—   163   —

Récan mówi mniej i zajmuje się praktyczną stroną wyprawy, gospodaruje w garkuchni, gdzieśmy stanęli, prowadzi poszukiwania w archiwum kościelnem, pozorując nieźle nasz pobyt w obcem miasteczku, pilnuje naszej żywności i hygieny — i umie potem z tego dziwnego gospodarstwa wydobyć efekty komiczne, wykrzesać ze mnie nawet iskrę wesołości.
Ale wieczory spędzam sam. Trzeci to dzisiaj i ostatni w tych warunkach, bo jutro o 8-mej z rana stajemy na mecie.
Miałem w głowie mnóstwo listów, a nie napisałem żadnego, oprócz do matki. Tej spowiadam się szczerze, chociaż zasłaniam ciągle Celinę. List dostanie matka tylko w razie mojej śmierci; ale, choć jej oddany zapewne nie będzie, marzenia tej kochanej kobiety o mojej przyszłości spełzną tak samo na niczem, jak gdybym umarł nagle. Umierać będę powoli w jej opinii, w jej nadziei... nic mi się już w piersi nie pali.
Do Celiny napisać? Jak i po co? Wyznać jej raz jeszcze, że ją kochałem jedyną w życiu miłością, że ją kocham mimo wszystko... Mimo wszystko? A czy ja mam istotne prawo czynić jej wyrzuty, czy ja nie oszalałem, czy ja właściwie co wiem? To jest męka moja dzisiejsza i o tem sam tylko z sobą rozmawiam. Jeżeli umrę, dziennik ten Krotoski odda Celinie — i wtedy ona pozna całą moją duszę i przestraszy się może tej mary, powracającej do niej. Może wtedy zrozumie, jak ją kochałem i że takiej miłości trzeba życie swe i duszę oddać, a nietylko chwile wolne od codziennych krzątań i zabaw.
A jeżeli ona nie tak winna, jak posądzam? Wtedy