Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/189

Ta strona została przepisana.
—   183   —

to pani w domu nie usiedzi, tak se jeździ po polu, albo do somsiadów.
— Rozmawialiście z nią?
— Ja? o, ile razy. A chociażby i wczoraj, zatrzymała się w naszej wsi i mówiła kilku gospodarzom o czeladź ma dzisiaj do grabienia liści w ogrodzie. Widać jacyś goście znów przyjadą.
Te szczegóły o Celinie mogły mi być kiedy indziej przyjemne, dzisiaj ścisnęły mi serce. Żywiej poczułem się nieszczęśliwym tą jej swobodą i krzątaniem się około ogrodu.
A stary chłop, pociągnięty raz za język, sam teraz zaczynał:
— Pan do pałacu, czy do rządcy?
Widząc, że mnie nie poznał, czegom się obawiał, bo mógł mnie nieraz widzieć w Prądnikach, odpowiedziałem:
— Może i do dworu przyjdzie mi zajechać.
— A wielmożny pan z interesem, czy po znajomości?
— Z interesem.
— Gadali, nasza pani miała iść za mąż koło świętego Jana?
— Nie pójdzie już.
— To pan wie?
— Słyszałem w Warszawie.
— Ano, to szkoda. Takiej pięknej młodej pani przez męża, przez; dzieci, to musi być i nudno. I niema nawet z kim cieszyć się z tych tam swoich pałaców, z tych tam dostatków i wszyćkiego dobra. Toć to w samych