Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/203

Ta strona została przepisana.




Lubiłem zawsze przyglądać się waryatom — nie w szpitalach dla obłąkanych, choć i te są zajmujące — ale waryatom, którzy pozostali w obiegu życiowym, nazwani tak przez ludzi mechanicznie rozumnych. I śmiem nawet twierdzić, że waryat jest dla studyów cenniejszy, niż człowiek przy zdrowo śpiących zmysłach. To coś, co zburzyło równowagę jego pojęć, musiało być w każdym razie wielkiem uczuciem, rozbiłem na jakimś tragicznym zawrocie istnienia. To coś żyje zazwyczaj pod gruzami pamięci i budzi się czasem przy nieobliczalnem zetknięciu ze światem zewnętrznym, a wtedy błysk duszy, wyzwolonej na chwilę z więzów, jest świeży i szczery, jak rzadko bywają objawy dusz, marniejących w pospolitej mądrości. Zawdzięczam waryatom, lub takim, którzy za nich uchodzą, wiele oświetleń życia przeszłego i bieżącego. I odnajduję jedno takie wspomnienie w dawnych swoich zapiskach pamiętnikowych.
Mój zawód historyka ma swe słodycze niezależne od nauki: wprowadza mnie do przeróżnych domów i pałaców, do którychbym nigdy w życiu nie zajrzał, gdyby nie konieczność poszukiwań w archiwach prywatnych,