sprawiała w naszych dziejach przedstuletnich, probierczych dla kruszcu ludzi ówczesnych, a może i nie bez wpływu na gatunek ich potomstwa.
Jednak ani hrabia X., ani żona jego, bardzo powabna pani, nie byli zupełnymi ignorantami w historyi, tylko ją pojmowali, jako szereg królewsko-arystokratycznych anegdot. Znając historyę z literatury pamiętnikowej, raczej francuskiej, niż polskiej, mieli w niej swe sympatye i antypatye dość kapryśne, jakby zachodziło pytanie kogo ze sławnych mężów przeszłości zaprosićby warto do towarzystwa. Naturalnie, że bohaterowie rewolucyi pozostaliby za drzwiami: nawet prawnuk Kościuszki lub Dekerta, gdyby istniał, uchodziłby tu za parweniusza: zato potomków rodzin, które swój splendor zawdzięczają sejmowi Delegacyjnemu, widziałem tu na własne oczy i stwierdziłem, że bez przeszkód należą do polskiej arystokracyi.
Ale to są moje uwagi historyozoficzne, które państwu X. nigdy nie przychodziły do głowy. Z najspokojniejszem sumieniem używali »przywilejów« swego stanu i urodzenia, jakby od stu lat nic nie zaszło przewrotowego na świecie, jakby te przywileje naprawdę istniały. Pogoda zupełnego przeświadczenia biła od ich twarzy, od poglądów, od obyczajów. I ta pogoda była nawet wysoce estetyczna. Mnie samemu, pomimo zasadniczych wątpliwości, podobały się bardzo te zewnętrzne formy starej kultury, ta gościnność, niby generalna, ale ozdobiona subtelnemi ugrzecznieniami ad personam, ten ton dworski a wesoły, to naoliwienie kółek i sprężyn życiowych, które czyniło życie szybkiem, a łatwem, pełnem,
Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/205
Ta strona została przepisana.
— 199 —