— To nie są moje ulubione sceny — rzekła śmiało panna Marliczówna — bo w nich jest trochę, zdaje mi się, satyry. Wolę jeszcze inne, naprzykład początek, albo burzę, albo spowiedź Robaka, a najbardziej lubię to: »O roku ów, kto ciebie widział w naszym kraju...«
Okszyc chwytał jej słowa uważnie, następnie prawie z rozrzewnieniem.
— Jak mnie pani ślicznie poprawiła! Rzeczywiście zwróciła pani uwagę na poetycką wartość, a ja bardziej na społeczną. Zupełnie jestem pani zdania.
Anusia, nadąsana trochę, wtrąciła swoje trzy grosze.
— Ja lubię całego »Pana Tadeusza«.
A Halka, uradowana z powodzenia, ciągnęła dalej:
— Przepadam jednak także za scenami »rodzajowemi« jak je pan nazywa. Naprzykład na niedźwiedzie nigdy przecie nie polowałam, a z opisu Mickiewicza czuję, jaka to być musi okropna przyjemność. Może też dlatego, że lubię bardzo polowanie.
Tu odezwał się Franio Warecki:
— Panno Halino! prawda? rrym!
Marliczówna błysnęła ku niemu swym krótkim, jaskrawym śmiechem, który Okszyc zanotował po raz drugi. Spojrzał na Frania, na Halkę — i zauważył, że iskry porozumienia sypią im się z oczu. Wytłumaczył to sobie tem, że Warecki musiał opowiedzieć pannie swój sen na bryczce.
Wznoszono toasty, gwar urósł. Pan Stanisław, nie chcąc zapominać o swej sąsiadce, Anusi, i to w dzień
Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/249
Ta strona została przepisana.
— 243 —