Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/25

Ta strona została przepisana.
—   19   —

skupa. Rósł widocznie w poszanowaniu ludzi; z wesołego współobywatela w sutannie stawał się wysokim urzędnikiem spraw Bożych, podżegaczem sumień, nosicielem pociechy i przykładu — księdzem.
Gdy nadeszła zima, zabrakło burzy i nocnych wędrówek po śluby do plebanii. Może też ksiądz Wikliński pożenił już wszystkie pary, które wybierały się do stanu małżeńskiego w okolicy? Parafia była obrządku łacińskiego, leżała tylko po drodze unitom, przekradającym się po chrzty i śluby do Galicyi.
Zima jest mniej piękną porą roku także w dziedzinie ducha; ziębną w niej zapały, kurczy się bujność zamiarów. Trwają jednak ziarna i tęsknią do wiosennego odżycia. I o naszym proboszczu można powiedzieć to samo, Gdy się oddalały coraz bardziej wspomnienia lata, obawy burzy i prześladowań za pobożne występki, razem z uspokojeniem i pewne uśpienie ogarniało duszę księdza. Zmalało mu jego bohaterstwo, zwłaszcza, że z nikim o niem nie rozmawiał, chyba z Marcinową, niechętnie, bo ta istota poziomego lotu nie przywiązywała do nocnych wypadków ubiegłego lata nadzwyczajnej wagi; wciągała je do szeregu praktyk domowych prawie normalnych, do sekretów gospodarskich. Po, prostu — w lecie, gdy potrzeba, daje się nocami śluby, w jesieni suszy się grzyby, na zimę inne są znowu zajęcia.
Zabiegliwość gospodyni o zapasy, o przyszłość i ulepszenia miejscowe zarażała też nieznacznie umysł księdza pewnością, że nic się nie zmieni na rok przyszły, że życie popłynie podobnie, z lekkiemi odmianami, na tem samem wygodnem miejscu. I proboszcz powracał