Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/250

Ta strona została przepisana.
—   244   —

imienin, wypił bardzo grzecznie jej zdrowie i począł z nią rozmawiać o różnych drobiazgach, uprzejmie, myślał jednak ciągle o Halce, nastawiając ucha na jej rozmowę, która teraz toczyła się o polowaniu z chartami.
— »Ja jestem ze stepu« — dosłyszał.
— Widać, że pani stepowa, tak, z całej postawy i z noska, i z oczu... — brnął ktoś w nieudane komplimenty, na które Halka nie odpowiedziała uśmiechem.
Okszyc z zadowoleniem zauważył, że jest wesoła, ale nie zalotna. Rozmawiał zaś ciągle z Anusią o byle czem.
Wtem panna Lisówna zapytała go:
A propos ogrodnictwa: czy wyrzucił pan mój kwiatek?
— Ach! przepraszam panią bardzo! kładłem frak i gdzieś mi się ten kwiatek podział — szukałem go nawet.
— Dam panu inny.
Zręcznie wyrwała bławatek z włosów i podała go Okszycowi, który bardzo dziękował i uczuł się w obowiązku włożyć go do butonierki.
W tej chwili Halka spostrzegła błękitną plamkę na wyłogu fraka pana Stanisława; spojrzała na niego z pewnem zdziwieniem, potem na Anusię, i przestała mówić.
Okszyc oddałby wszystkie bławatki panny Lisówny za jeden biały płatek z rumianka panny Marliczówny, — ale nie mógł tego w żaden sposób wyrazić. Czuł się jednak zadowolonym, młodym, prawie szczęśliwym. Jednia panna wyraźnie zaznaczyła mu swą sympatyę, druga? — druga wydała mu się przez sympatyę tamtej