zasmuconą... Widocznie mógł się podobać. Natychmiast jego uczciwa natura nakreśliła mu plan postępowania: z panną Anną nie będzie nadal rozmawiał, pannie Halinie owszem zacznie asystować. Teraz lub nigdy!
I łatwo zapalna jego wyobraźnia zaczęła pędzić w promienną przyszłość.
∗ ∗
∗ |
Nazajutrz był jeszcze bal w Rzędzinie, chociaż większa część sąsiadów rozjechała się. Na trzeci dzień podano obiad w lesie, bardzo wesoły. Okszyc pozostawał jeszcze do jutra, zatrzymywany tyranicznie przez pana Lisa, który wywiódł swoją i jego genealogię aż do dziesiątego pokolenia, z czego okazało się, że są krewnymi przez Sapiehów i Górków, i że on, Ignacy Lis-Derewieński jest prawujem jego, Stanisława Okszyca. Stąd komitywa jeszcze większa, puhary i nazywanie się po imieniu.
Panie z Rzędzina stały się nieco zimniejszemi w obejściu, gdy spostrzegły, że Okszyc stanowczo zaczyna zajmować się Halką. Dlatego pan Stanisław, mimo chęci pozostania tu przez tydzień, czuł się obowiązanym wyjechać prędzej.
Paru dni wystarczyło mu jednak do stwierdzenia idealnych stron charakteru Halki, która rozmawiała z nim chętnie, czuła jego wyższość umysłową, odpowiadała bez pretensyi, ale śmiało i z dokładną znajomością swoich środków intelektualnych. Odkrył w niej dużo