Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/274

Ta strona została przepisana.
—   268   —

dnego bliższego krewnego Okszyca, między dalszymi nie widzi wybitnej osobistości, ani przyjaciela. Jednym więc zamachem pióra uczynił Franciszka Wareckiego swym ogólnym spadkobiercą, włożywszy na niego obowiązek wypłacenia kilku znacznych zapisów na instytucye naukowe i dobroczynne w kraju, oraz kilku legatów dla krewnych i sług.
— Ale Bernatowice będą w ręku Halki — pomyślał. — Ona będzie gospodarowała w starym dworze i w parku, gdybym umarł...
Nie wybierał się jednak na tamten świat koniecznie i z upodobaniem. Czynił tylko to na wypadek śmierci, co uważał za potrzebne do logicznego i godnego przedłużenia swej pamięci na ziemi.
Śpieszył, bo czuł się chorym. Listy i dokumenty miał w porządku, ale jedną jeszcze rzecz chciał przekazać spadkobiercom: swój dziennik.
Był to raczej pamiętnik filozoficzny, w którym znajdowały się, z powodu wypadków jego życia i epoki, różne uwagi o pięknie, o miłości i altruizmie. Martwiło go to, że nie ujął teoryi swych w pismo systematyczne, chciał bowiem, żeby jego wywody i doświadczenia nie przepadły. Wieczorami pisywał więc dużo aż do późnej nocy, poczem nie mógł zasnąć, albo spał niespokojnie. Podniecona wyobraźnia pracowała dalej i Okszyc śnił teraz co noc, aż go wspomnienia snów ścigały na jawie.
Świat snów był dla niego drugiem, równoległem życiem, rozwijał się na prawach swych osobnych, z dziecinną, ale potężnie twórczą logiką, a nawet miał poniekąd swój grunt realny, nie zaczerpnięty jednak z do-