Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/275

Ta strona została przepisana.
—   269   —

tykalnej rzeczywistości. Okszyc znał naprzykład krajobrazy, nigdy nie widziane na jawie, a powtarzające się w jego snach, niektóre od lat dziecinnych. Pamiętał szczególnie wrażenie tych widoków i wrażenie wracało zawsze takie same, tylko zarysy ulegały małym zmianom. Czasem też zjawiały mu się we śnie nieznane osoby.
Korzystając z paru dni znośniejszej pogody, pan Stanisław wyszukał w parku grupę brzóz, »przyzwoitą do osłonienia monumentu lub pamiątki«, i położył pod nią duży polny kamień, szlifowany z jednej tylko strony, na którym kazał wyryć napis:

Tibi Amor Aeterne.

Kamień ten w stylu puławskiej Ogrodniczki, dawno zamówiony, przyszedł dopiero teraz, późną jesienią, do Bernatowic. Okszyc położył go w miejscu upatrzonem i zadumał się smutno nad pytaniem, jak ten kamień będzie wyglądał na wiosnę?...
Tego dnia pisał znowu do późnej nocy, lecz, położywszy się spać, zasnął prędko, bez bólu w piersi, prawie bez troski.
Sen ulitował się nad niedolą człowieka i wyprowadził duszę z nędznego ciała w dobre krainy.
Tak — zasnąłem w parku na zimnych liściach, bo była jesień, ale teraz już wiosna... Jak pachną te kasztany, stojące w długich rzędach podwójnych, jak te konie wiedeńskich fiakrów pędzą z wyuzdaną fantazyą! I tłum cały śmieje się, bo muzyka gra ze wszystkich stron i jest wielkie święto na Praterze... Siądźmy przy byle jakim stoliku, moja Miła, wmieszajmy się w ten tłum mieszczań-